Archipelagi
Archipelagi urodzajnych dniNiezniekształcone gwałtownością sprawZrównoważony, jednorodny bytPoczucie smaku, nasycenie barw
Myśli okiełznałem czuleŻądze wystroiłem w treśćStrach zawstydził się i uległCiszy,której ton przepełnia dzieńWięc nasycam się dniemNasycam się dniem.
W odległych miastach katastrofy chceńSamotne głowy uzbrojone w żalA wokół mnie jak nigdy moc i sensA wokół mnie i we mnie samym ład.
Widzę odpowiedzi, wszystkie!Wszystkie zapytania znam!Dawniej obciążony wstydemDzisiaj rozprzestrzeniam się na wiatr.I rozrzucam na wiatrRozrzucam na wiatr
Nim w obraz doprawdy nad wyraz spójnyPrzedrze się lęk odejmując mu treści.Nie mogę cię odnaleźć i nie mogę utulićBezwiednie porzuciwszy materię.
Siła, co nagle wstrzymuje gestW bezradności nieprzeniknionejW roztargnieniu na śmierćZapomniałem,że ja...Ile już lat pochłaniałem treśćLecz po drugiej stronie...Oto,dlaczego nie dotrze do ciebie mój znak.Nie ma szansNie ma jakNie ma jak