Na dole
wewnątrz, w środku, najniżejna samym dniena dole, w ciemnościachbłogościachtak, że niemal nie wiadomo gdziewciąż na jawie, zwyczajniewciąż normalnietak przy wszystkichnoszę to w tłumiei to w biały dzień
nie oddałam jeszcze tyle spraw sobieodłożyłamjednocześnie zapomniałamo tym wszystkim, co na potema jak przyspieszyć jaksiebie jakzmienić relacje z czaseminaczej by traktował nasby inaczej traktowały sięte wszystkie marzeniaby to one czekaływ kolejce do wejściado urzeczywistnieniaone samena narodziny swojena stanie sięna swój dzieńpóźniej walczyły o przetrwanieo własne bycie lub nie
na dolew ciemnościach, błogościachtak, że niemal nie wiadomo gdzietak przy wszystkich noszę to w tłumiei to w biały dzień
niech nie spadają na meteorytachspadają i się spalająwyglądają ładnie i zwodząodległe, dalekiezawsze dotykają głębokosprzężenie zwrotneprzeszłość zagląda do przyszłości i odwrotnieco przyniesie to ostrzeżeniedla każdego po bajcepo jednej dla mnie i dla ciebie