Uśmiech Mony Lisy
Mrok się zakrada,dotyk framugi,szalem swym gasipodcienia.Ostatnim blaskiemzłocą się smugizachodzącego spojrzenia.W czerń się wtuliły usta i oczyuśmiech zastygły na wargach,ktoś tu z daleka ku tobiekroczy, może to cień Leonarda.Niebo posłuszne Twym barwomwzbiło je ponad z dróg Twoich wróciLeonardo żeby rozśpiewać anioły.Gwiazdy jak srebrna paletaTyś je na sznurek nanizałz ram wypłowiałych portretówwita Cię znów Mona Lisa.Na skrzypcach wiatru jesieńprzygrywa płótna rozwieszajak żagle, koncert deszczowy,dzwoni o szyby.Czemu odchodzisz tak naglenim świt rozjaśni oczy Twejdamy noc się w ich głębiprzegląda, aż znów zastygniespowita w ramy Gioconda,Twoja Gioconda.Niebo posłuszne Twymbarwom wzbiło je ponad cokołyz dróg Twoich wróci Leonardożeby rozśpiewać anioły.Żeby rozszumieć strumienienim pierwsza gwiazdasię zniży, wszystkiepostrącać na ziemiępod stopy Twej MonaLisy, Twej Mona Lisy.