Słoneczny dzień / Szedł Atanazy do Anny
Szedł Atanazy do Anny,Po kostki w rosie Atanazy szedł porannej,Miał chłopak oczy na plecach,A szedł do Anny się zalecać, hej!
Słoneczko jasno świeciło,Prawdopodobnie po to żeby widno byłoI bez trudności odkryło,Że Atanazy w złym kierunku szedł, oooo!
Atanazy, źłe się prowadzisz, oooo!Atanazy, gdzie ty masz oczy, oje?
Bądź, Atanazy, człowiekiem,Sam przecież widzisz, że zabrnąłeś za daleko,Bądźże człowiekiem i zawróć,I od początku do tej Anny idź!
Lecz Atanazy marszowoTak się oddalał konsekwentnie omyłkowo,Z tym wielkim słoncem nad głową,I skowronkami, co śpiеwały tak!
Szedł, jak mu upał pozwalał,I sam się dziwił że – zbliżając się, oddalał,Atanazy, gdzie idziesz?Tam, gdzie mnie wiodą moje oczy, hej, hoo!
Atanazy, źłe się prowadzisz, oooo!Atanazy, gdzie ty masz oczy, oje?
Szedł Atanazy ku Annie,Szedł, oddalając się od Anny nieustannie,Miał chłopak oczy na plecach,I nie powinien się zalecać – nie!Powinien się zalecać – nie!Powinien się zalecać – nie!
Oh, nie!